Przenoszenie komiksowych bohaterów na wielki ekran najczęściej kończy się porażką (Hulk, Spider-Man). Zdarzają się jednak wyjątki (BATMAN w wersji Nolana). Dziś obejrzałem "Fantastyczną Czwórkę". Do, której grupy pasuje?



Film jest dobry, a w paru momentach wręcz bardzo dobry. Duża w tym zasługa świetnych efektów specjalnych oraz Chrisa Evansa i paru scen z Jessicą Albą. Strona fabularna filmu jest standarodwa, jak na adaptację komiksu. Grupa ludzi przez przypadek zdobywa supermoce i walczy ze złem. Nic odkrywczego. Ale cóż poradzić, skoro tak właśnie wygląda 90 % komiksów o superbohaterach? "Fantastyczna Czwórka" podzieliłaby los "Spider-Mana", czy "Hulka", gdyby nie to, że aktorsko stoi na zdecydowanie wyższym poziomie. Chris Evans w roli Johnny'ego jest po prostu rewelacyjny. Dużo dobrego mogę też napisać o Julianie McMahonie, który wcielił się w postać głównego przeciwnika Fantastycznej Czwórki, czyli w Doktora Dooma. Świetnie go ucharakteryzowano i naprawdę przypomina swoją postać z wersji komiksowej. Jessica Alba, niestety, w tym filmie ma tylko wyglądać. Scenarzyści wciskają jej w usta jakieś pseudorodzinne bełkotliwe dialogi, których nie chce się słuchać. Gruffudd i Chiklis, którzy wcielają się odpowiednio w Reeda i Bena, wypadają przeciętnie. Pochwalić za to muszę speców od efektów specjalnych. Mimo upływu 5(!!!!) lat, efekty nadal robią olbrzymie wrażenie. Nie mają słabych punktów, a sceny w kosmosie po prostu urzekają.



"Fantastyczna Czwórka" to naprawdę dobra produkcja, którą polecam, jeśli chcecie obejrzeć film lekki, łatwy i przyjemny. Nie zanudzicie się, nie zaśniecie i na koniec będziecie, w większości, zadowoleni.